Tini Stoessel

Tini Stoessel
Natalia Dudek

niedziela, 5 października 2014

"W moim świecie" - rozdział

Rozdział 4

Moje życie to był jeden wielki chaos. Znajdowałam sie w dziwnym miejscu, otoczona ludźmi, którzy podejmowali decyzje mające wpłw na moje życie, nie informując mnie o tym. Kiedy się dowiedziałam, że ojciec i Jade mają sie pobrać, poczułam, jakby świat skręcił w zły kierunku. Zaszyłam się w moim pokoju 
z ukochanym pamiętnikiem i po długim rozmyślaniu (i wielu łzach) doszłam do wniosku, że powinnam wziąć sprawy we własne ręce. Na początek zażądałam tego, czego pragnęłam, odkąd po raz pierwszy trafiłam do Studia.
- Tato, słyszałam o bardzo dobrym nauczycielu gry na pianinie - powiedziałam mu podczas kolacji. - Pracuje w szkole, która nazywa się Studio 21. Chciałabym chodzić tam do niego na lekcje.
- Nie, nie. On powinien przychodzić tutaj i dawać ci prywatne lekcje. Nie powinnaś wychodzić z domu.
- Ale tato, mam dość siedzenia w domu... !
- Germanie, kochany... - wtrąciła się od razu Jade. - Dziewczyna potrzebuje wyjść i zaczerpnąć trochę powietrza. Dzięki temu będzie bardziej rozluźniona...
Uśmiechnęła się do mnie, a ja nie wiedziałam, jak mam zareagować.To pewne, że chciała mi wyświadczyć przysługę, aby zdobyć moją przychylność, ale... nie mogło być mowy o tym, żeby nie skorzystać z okazji! Zrobiłam minkę grzecznej córeczki, a tato powiedział, że to przemyśli.


Następnego dnia przyjechał po mnie Ramallo i powiedział, że zabierze mnie do Studia. Okazało się, że ojciec wyraził zgodę, abym wybrała sobie nauczyciela pianina. Niemal padłam z wrażenia! Niezła robota, Jade! To spowodowało, że prawie zaczęłam ją trochę lubić... chociaż było to bardzo, bardzo mało trochę.
Gdy dotarliśmy z Ramallem do szkoły, przy drzwiach spotkaliśmy chłopaka, który uratował mnie przed zgrają na rolkach.
- Cześć, Leonie! - przywitał go swobodnie Ramallo. - Nie mów, że chodzisz tu do szkoły! Spójrz, Violetto, to jest Leon, syn znajomego twojego ojca. Leonie, to jest Violetta, córka Germana Castilla.
- Miło cię poznać, Violetto - powiedział chłopak z czarującym uśmiechem. - Przyszłaś się zapisać do szkoły?
- Nie,chcę się tylko dowiedzieć, czy mogłabym chodzić na lekcje pianina.
- Ach, w takim razie musisz porozmawiać z profesorem Robertem Bevenutem. Nazywamy go Beto. Jest trochę roztargniony, ale dobry w swojej dziedzinie. Chodźcie, to tutaj...
Leon zaprowadził nas aż do sali muzycznej, miejsca zawalonego różnymi instrumentami. Wewnątrz tego całego chaosu spotkaliśmy profesora Beto, roztrzepanego gościa, który właśnie wyjmował swój posiłek z torebek i ciągle potykał się o wszystko. Niestety od razu powiedział nam, że nie udziela prywatnych lekcji, ponieważ przepisy szkoły na to  nie pozwalają.Wyszłam z tego spotkania trochę rozczarowana, ale Ramallo zapewnił mnie, że zadzwoni w kilka miejsc, żeby sprawdzić, czy dałoby się to jakoś załatwić. Podczas gdy rozmawiał przez telefon, ja oglądałam teren szkoły. Pełno tam było interesujących chłopców i dziewcząt, którzy śpiewali, tańczyli i się śmiali. Gdybym tylko mogła być taka jak oni...!
-Czy mogę wrócić do domu na piechotę? - zapytałam Ramalla, gdy w końcu odkleił się od telefonu. - Muszę rozprostować nogi.
- Dobrze - zgodził się, ponieważ miał do mnie słabość. - Ale pójdziesz prosto do domu, zgoda?
Biedny Ramallo! gdy tylko odjechał, natychmiast pobiegłam do restauracji poszukać Tomasa. Chciałam z nim porozmawiać, przebywać w jego towarzystwie... Tomas właśnie wychodził z zamówieniami i zaproponował mi, żebym mu towarzyszyła. Jak mogłam  odmówić? To było prawie, jakbyśmy szli razem na randkę: spacerowaliśmy po całej okolicy, a Tomas przy okazji dostarczył zamówienia. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, żartowaliśmy... tylko on nadal nazywał mnie Olgą. Musiałam wyjaśnić wreszcie to nieporozumienie. Kiedy w końcu usiedliśmy na ławce, tuż przed ostatnią dostawą, próbowałam wyjawić mu prawdę, ale Tomas jak zwykle prawie nie dopuszczał mnie do głosu.
- Masz chłopaka? - zapytał wprost.
- Nie...
- Dlaczego? Nie spotkałaś swojego księcia z bajki?
- A ty? - zrobiłam unik. - Spotkałeś swoją księżniczkę?
- Ja nie szukam księżniczki, tylko szczerej, zabawnej, dobrej dziewczyny...zupełnie takiej jak tu.
Pogłaskał mnie po twarzy. Spłoszyłam się tak bardzo, że przesunęłam się do tyłu... i spadłam z ławki na torbę z ostatnim zamówieniem! Całkowicie je zgniotłam. Zaoferowałam, że za nie zapłacę. Tomas to jednak zbagatelizował i powiedział, że jego szef na pewno nie zrobi z tego problemu.

****

Jak bardzo się mylił! Gdy pod pretekstem zamówienia pizzy chciałam później zobaczyć Tomasa, pojawił się jego szef i powiedział, że został on zwolniony. To niemożliwe! Poprosiłam go, żeby podał mi adres Tomasa, abym mogła z nim porozmawiać. Po długim namawianiu w końcu się zgodził. Natychmiast pobiegłam do Tomasa, by go przeprosić. Ale to się nie udało. Gdy dotarłam w jego okolice, zobaczyłam, jak rozmawia z Ludmiłą. Strasznie się rozgniewałam. Po tym wszytkim, co mi powiedział tego samego ranka na temat nieposiadania dziewczyny... Miałam już mu to wykrzyczeć w twarz, gdy Tomas naskoczył na mnie:
- Najpierw powiedz mi, czy to prawda, że masz na imię Violetta i jesteś córką tego milionera, który ciągle mnie atakuje? To dlatego tak się wściekł w restauracji...
Zamurowało mnie. Skąd się o tym dowiedział? Próbowałam się tłumaczyć, ale ta nieznośna Ludmiła podeszła do nas z wielkim uśmiechem na swoich perfekcyjnych ustach.
- Powinnaś wiedzieć, że to przez ciebie go wylali z pracy.
- Okłamałaś mnie - wymamrotał Tomas.
- To było nieporozumienie - broniłam się. - A potem wszytko się pokomplikowało. Powiedziałeś, że nie podobają ci się takie dziewczyny jak ja, i pomyślałam, że gdybym ci wyznała prawdę... to przestałabym ci się podobać...
- Nie wysilaj się - uciął. - Już teraz ci nie uwierzę.
Tomas wyglądał na smutnego. Obrócił się i zaczął odchodzić. Chciałam iść za nim, ale Ludmiła zagrodziła mi drogę.
- Zostaw go w spokoju - powiedziała teatralnym szeptem i dodała: - Już dość mu narobiłaś problemów.
I w następnej sekundzie, z wielkim uśmiechem na ustach, strzeliła palcami i zawołała:
- Ludmiła odchodzi!
Po czym pobiegła za Tomasem, zostawiając mnie na środku samą z szeroko otwartą buzią.

****
Gdy wróciłam do domu, byłam okropnie zdenerwowana. . Nakrzyczałam na tatę za to, że przez niego Tomas stracił pracę. Oczywiście wystarczyło tylko powiedzieć imię jakiegoś chłopaka, a mój ojciec natychmiast zmieniał się w ogra. Tato ciągle traktował mnie jak małą dziewczynkę i najchętniej zamknąłby mnie w kryształowej wieży. Nie chciał, żebym miała jakiekolwiek pamiątki po mamie. Twierdził, że to mi szkodzi - na przykład pozytywka w kształcie fotepianu którą niedawno znalazłam w moim pokoju. Nie wiem, skąd pochodziły wszystkie te rzeczy mojej mamy, ale tylko one pomagały mi znieść smutek, w którym żyłam.
Następnego dnia Ramallo przyniósł dobrą wiadomość - profesor muzyki ze Studia zgodził się udzielać mi lekcji. Dowiedziawszy się tego, spanikowałam. Nigdy nie chodziłam na zajęcia poza domem, a tam było tyle tak bardzo utalentowanych dziewcząt i chłopców... Ja ledwo potrafiłam grać na pianinie. A jeśli mnie wyśmieją?
- Nie bój się poznawać nowych ludzi - rzekła do mnie Angie, gdy opowiedziałam jej o moich obawach. - Uwierz w siebie. Masz tak wiele do zaoferowania.
Te słowa sprawiły, że poczułam się lepiej. Poszłam do szkoły gotowa, aby wszystko zacząć pozytywnie. Niestety, gdy tylko weszłam do środka, natknęłam się na Ludmiłę. Ta elegancka blondyna zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów i zawołała:
- Uwaga chłopcy, do szkoły przyszła kłamczucha!
Pragnęłam, żeby ziemia się pode mną zapadła. To w ten sposób wygląda nauka poza domem? Na szczęście profesor od muzyki, który jest większym dziwadłem niż zielony pies, uratował mnie, wołajac do klasy.
Gdy zajęcia się skończyły, na dziedzińcu spotkałam Leona.
- Jak tam twój pierwszy dzień lekcji? - zapytał uprzejmie.
- Tak sobie. Jest tu jedna dziewczyna, która mnie nęka...
Leon zaczął się śmiać.
- Wydaje mi się, że wiem, o kogo chodzi, ale nie przejmuj się. Ona jest taka dla wszystkich. Żeby ci to choć odrobinę wynagrodzić, przyniosę ci sok.
Kiedy Leon poszedł do szkolnej kafeterii, zbliżyło się kilka osób, które widziałam, gdy tańczyły z Leonem i Ludmiłą.
- Cześć! Przyszłaś się zapisać na egzamin? - zapytała mnie dziewczyna o długich kasztanowych włosach i szerokim uśmiechu. - Jestem Camila, a to Maxi i Braco. - Wskazała pierwszego chłopaka w czapce z daszkiem, a potem drugiego - wysokiego i jasnowłosego.
- A Ty kim jesteś? - zapytał Maxi miłym tonem. 
- To jest milionerka, która zamiast przejść przez egzamin Tak jak my wszyscy, zapłaciła za prywatne lekcje - zabrzmiał chłodny głos Ludmiły, która właśnie do nas spieszyła. - Może kłamię, ślicznotko?
Tamci spojrzeli na mnie i szybciutko odeszli, pozostawiając mnie samą z Ludmiłą. W tym samym momencie wrócił Leon, A blondyna niemal wyrwała mu z rąk szklankę z sokiem, który niósł dla mnie.
- Dzięki, Leonie! - zawołała radośnie. - Chodź że mną.
Odeszli parę kroków, ale nie na tyle daleko, żebym nie mogła ich słyszeć.
- Wiem, że sok był dla nowej, ale będę udawała, że zrobiłeś to z litości, a nie żeby ją podrywać - wysyczała Ludmiła.
- Chciałem tylko być uprzejmy.
- Przesadnie uprzejmy - prychnęła blondyna.
Leon złapał sok I pociągnął łyk, po czym skomentował:
- To tak jak ty z tym dostawcą. Słyszałem, że z nim rozmawiałaś...
Bez wątpienia mówili o Tomasie. Starałam się, żeby żaden szczegół tej rozmowy mi nie umknął.
Ludmiła spąsowiała i zaczęła się jąkać:
- Wiesz, chodzi o to, że...
- Wiem, nie powiedziałaś mi o tym, żebym się z nim nie bił... - uspokoił ją Leon. - I to on za tobą łazi. Bo przecież on cię Nie interesuje, prawda?
- Of course! - krzyknęła kokieteryjnie Ludmiła. - A tobie podoba się tamta dziewczyna?
- Jasne, że nie, kochanie. Wiesz, że moje oczy są tylko dla Ludmiły...
Z otwartą buzią patrzyłam, jak się oddalali. Byli parą! Leon i Ludmiła byli parą! Zatem Tomas mnie nie okłamał...
W tym momencie spostrzegłam godz przechodzącego obok z ładną, ciemnowłosą dziewczyną.
- Tomas! - zawołałam.
Ale on tylko na mnie spojrzał, odwrócił się plecami i bez słowa wszedł do Studia.

Tego wieczoru, zwinięta na łóżku, zapisywałam moje myśli w pamiętniku, żeby uspokoić nerwy. Co za katastrofa! Jeżeli to była miłość, to zbyt mocno bolała, żeby było warto.
,, PIP" 
Słysząc dźwięk dobiegający Z mojego laptopa, który oznaczał, że dostałam wiadomość, podniosłam się na łóżku. Kto mógł pisać do mnie o tej porze? Otworzyłam wiadomość i przeczytałam informację:
NIE ZAPOMNIJCIE O BALU PRZEBIERAŃCÓW DZIŚ WIECZOREM W STUDIU!
Widocznie była to automatyczna przypominajka dla uczniów, a ponieważ znalazłam się dopiero teraz w bazie danych, doszła do mnie w ostatniej chwili.
Poczułam podniecenie. A gdybym poszła? Może pomogłoby mi to zaprzyjaźnić się z kolegami i koleżankami ze szkoły? A przy odrobinie szczęścia spotkałabym tam Tomasa i mogłabym z nim porozmawiać! Przypomniałam sobie, że tego samego dnia przyjęli go do pracy jako asystenta, który miał pomagać profesorowi Beto przy instrumentach. To mnie ucieszyło, bo wiedziałam, jak bardzo Tomas potrzebuje pracy. Czułam się też mniej winna z powodu jego zwolnienia z restauracji. Poza tym dzięki temu uczęszczając na lekcje pianina, byłabym blisko niego...
Ledwo o tym pomyślałam, natychmiast zaczęłam poszukiwać mój kufer z przebraniami, aż natknęłam się na kostium aniołka, który miałam na sobie na jakimś przyjęciu parę lat wcześniej. Wymknęłam się z domu tylnymi drzwiami.
Po drodze do Studia czułam się, jakbym frunęła, jak gdyby moje skrzydła niosły mnie do Tomasa. Ale gdy przybyłam na miejsce, chciałam się zapaść pod ziemię. Szkoła faktycznie była otwarta i pełna ludzi. Odbywała się impreza... ale ja byłam tam jedyną osobą w przebraniu!